Kwestia jest totalnie prosta i totalnie oczywista. Jeśli wydaje się, że wojna taktyk sprzedażowych istnieje, to istnieje ona rzeczywiście. Pojawiają się olbrzymie dysproporcje pomiędzy cenami konkretnych dóbr, w konkretnych krajach, hmm – każdy ma mocne i słabe strony. Istnieją kręgi, które obserwuje gdzie i jak tanio można zasób kupić oraz jak drogo i gdzie zasób sprzedać.
Dysproporcje są czasem olbrzymie. Przykład z życia – sukienka, której wyprodukowanie na bliskim wschodzie kosztuje 1€, w sklepie europejskim kosztuje 50€. Co dzieje się z zyskiem, nie bardzo potrafię w tym momencie powiedzieć. Ilu jest pośredników i jak uzyskać przebitkę 1 do 50. Pewnie dzieje się to etapami.
Istnieje taki portal sprzedażowy jak Alliexpress (znany), gdzie „po hurtowych cenach azjatyckich” sprzedaje się takie produkty, które prawdopodobnie nie spełniłyby kryteriów towaru do bezpośredniego eksportu. Jakieś tranzystory zamiatane z podłogi, telefony jakichś egzotycznych marek, części komputerowe, CIUCHY itp. – wszystko czego potrzebujesz w jakości, której nie można ufać. Chociaż część z tych produktów jest rzeczywiście w dobrej cenie. Ale z jakością jest jak jest. I jest też problem z ewentualnym serwisem – brak jakiejkolwiek gwarancji, poza terminem zwrotu.
Tu dochodzi do tworzenia silnej konkurencji z europejskimi (czy amerykańskimi) rodzimymi rynkami internetowego handlu. Jest to szczególnie widoczne nie tylko w portalach sprzedażowych, ale i w tzw. sklepach sieciowych a także w ogóle w handlu. Firma czy portal, mając sklepy na terenie obcego państwa sprzedaje w nim towary własnej, rodzimej produkcji, niezależnie od cen towarów z rynku, na którym goszczą. Czasem jest to oferta dobrej, niższej cenny, czasem jest to cena liczona po kosztach. A zysk przynosi jedynie globalny i hurtowy zasięg.
Reasumując. Jeśli już, to raczej nasze polskie Allegro (znane). Mówią po polsku, są Polakami, jest mnóstwo towarów – większość w dobrej jakości, z gwarancją i z centrum rozstrzygania sporów.